Total Views

uysy trips and Ice Climbing Blog :)

Tripy i inne różne takie :). Alpy, Dolomity,Tatry, Grossglockner, Mont Blanc, Zugspitze, Triglav, IceClimbing

sobota, 21 lipca 2012

Grossglockner - lato w pełni :D.

Za każdym razem obiecuję sobie...Nigdy więcej na Grossa...tia. 
- Jedziemy, ładna pogoda ma być. 
- Nie jedziemy, chvjowa pogoda ma być. 
- Jedziemy, ładna pogoda ma być. 
- Nie jedziemy, chvjowa pogoda ma być. 
- Chłopaki, klaruje się, będzie lampa w niedziele! 
- Chvj...jedźmy. 

Groszki Team rusza z wrocka do Katowic, tam odbiera nas semow i Gargamel 
 
Prognoza się sprawdza w 100% :D 
http://youtu.be/wQpNTYcJRTs 

Każdy wie, że uzupełnianie płynów, to podstawa. 
 

Pakowanko i ogień w górę. 
 
 

wtorek, 27 grudnia 2011

Jak Księciunie Triglava zdobywali. Czyli winter it's winter!

Miały być lody, ale jak każdy widzi zima nas nie rozpieszcza w tym roku. Wszędzie na plusie, Słowacki Raj odpada, Tatry też, brak informacji o warunkach w dolinie Maltatal oraz Pitztal, wiec wyjścia za bardzo nie mamy. Pada propozycja zimowego Grossglocknera , ma być łatwo, zimno i przyjemnie. Dzień przed naszym wyjazdem ogłaszają lawinową trójkę wiec znowu jesteśmy bez planu. Semow rzuca Triglavem, po cieżkich konsultacjach telefonicznych z resztą ekipy, zapada decyzja. Jedziemy !

I tak w niedzielę o 20 Groszki Team, z Wrocławia wpadaja na autostradę do Krakowa, prując i zaginając czasoprzestrzeń, i o dziwo chwilę po 22 są już pod pieczarą madmuna.
Oczywiście Pani na bramce skasowała 2x8zł, co tylko wytrąciło nas z magicznej prędkości 120-130 na godzinę, golf przy większej już odlatuje ;)..

Na miejscu szybki przepakunek do czterośladu semowa, który jako pierwszy zasiada za kółkiem zmniejszając dzielące nas 900 km od celu. Oczywiście nie obyło się bez przygód z policją, która groziła zabraniem dowodu rejestracyjnego za brak prawego światła i świateł postojowych (już nie chcieliśmy pytać policjanta, dlaczego u nich tez się nie świeci lewe postojowe :D). Całe szczęście pan policjant, był na tyle wyrozumiały, że kazał nam jechać na stacje i wymienić żarówki.



Reszta podróży minęła bezproblemowo, z wyjątkiem nieplanowanego wjazdu na teren Węgier - Groszek okazał się ukrytą opcją węgierską, ponoć są tam znakomite lody :P (Groszek kieruje, reszta śpi, po chwili budzi się semow i pada pytanie: Groszku, dlaczego wjeżdżamy do Węgier ?:DD)


W dolinę Krma docieramy o ok. 12. Jest pochmurno, ciepło a śniegu jak kot napłakał lub nasrał jak kto woli, 3 cm, tak że narty zostają w samochodzie, na złość ekipie która całą drogę mnie wyzywała za te narty i groziła że jak śniegu nie będzie to będę po kamieniach zapierniczał, już w Krakowie wywróżyli że ich nie wezmę nawet z samochodu. Przebieranie się i pakowanie plecaków zajmuje nam mniej więcej godzinę i tak o 13 ruszamy w góry w poszukiwaniu prawdziwej zimy.


Pierwsza godzina marszu i śniegu mało co, dopiero gdy zaczynają się stromsze podejścia to z każdym zdobywanym metrem ilość pokrywy śnieżnej rośnie.




środa, 9 listopada 2011

Pamir 2011 - Outdoor.org.pl w Tadżykistanie!

Powiem Wam o drodze w Pamir

Tradycyjnie należy zacząć od tego, skąd wziął się pomysł, jak doszło do wyjazdu? Ano, zwyczajnie :) Rok w rok, począwszy od jesieni, przez cały sezon zimowy i wiosnę, co jakiś czas wieczorami myśli krążą wokół planów wakacyjnych. A to czyjeś zdjęcia nasuną pomysł, a to relacja, a to opowieści przy piwie. Tym razem zaczęło się od któregoś z dziesiątków maili z subskrybcji pewnego portalu specjalizującego się w wynajdywaniu atrakcyjnych cen biletów lotniczych: "AirBaltic sprzedaje loty z Rygi do Azji Środkowej za tyle i tyle...". Wśród destynacji znalazło się Duszanbe – co to jest? gdzie to jest? Szukam palcem na mapie: Tadżykistan, dużo czerwonego, trzy siedmiotysięczniki, Pamir – to brzmi nieźle! Szybka kalkulacja, rzut oka na konto i wybuch entuzjazmu: może się udać :)

Dalszy ciąg to zbieranie ekipy, godziny spędzone na przegrzebywaniu zasobów internetu, korespondencji, liczeniu kosztów, przeglądaniu map, planowaniu działalności w górach – jednym słowem to wszystko, co tak wspaniale zapełnia czas i pozwala wytrwać w pracy między urlopem a urlopem. W efekcie wyklarowała nam się dziewięcioosobowa grupa złożona z ludzi o dosyć zróżnicowanych oczekiwaniach wobec wyjazdu. Z doświadczenia wiedziałem, że przy tak licznej gromadzie ciężko będzie uniknąć konfliktów, niemożliwe jest również takie zaplanowanie działalności na miejscu aby wszystkim dogodzić. Życie nas jednak zaskakuje, a tym razem zaskoczenie było jak najbardziej pozytywne – okazuje się bowiem, iż ta dziewiątka dobrała się jak w korcu maku, współpraca i cały ogrom czasu spędzonego wspólnie przebiegły bez najmniejszych zgrzytów. Z taką ekipą można konie kraść :)


Pakowanie uysego:
Dzięki uprzejmości Kuby i sklepu Ellis Brigham mieliśmy przyjemność spożywać pyszne Liofy Mountain House.

Jakby to upchać ?


Adrian też miał trochę zabawy:
Bilety zostały kupione na sobotę 13 sierpnia. Do Rygi docieramy różnymi drogami: chłopaki z Wrocławia autobusem do Warszawy, potem samolotem do Rygi. Dziewczyny z Radamentem lotem przesiadkowym Kraków – Warszawa – Ryga. Paweł i ja, jako że mogliśmy sobie pozwolić na pozostanie w Azji 2 tygodnie dłużej, oszczędzamy już od początku: jedziemy pociągiem do Warszawy a potem autokarem do Rygi. Dziewczyny płacą za samolot (tam i z powrotem) 500 zł, nas przejazd w jedną stronę kosztuje 60 zł. Wysiadamy w stolicy Łotwy o 8 rano, wylot jest o 19.40 więc sobotę poświęcamy na szwędanie się po tym sympatycznym mieście. Jako jedna z republik poradzieckich, Łotwa obchodzi w tym czasie dwudziestolecie niepodległości.


uysy: Na lotnisko w Warszawie, dotarliśmy (uysy, Pablo, Groszek) okolo 3 w nocy...wylot mieliśmy o XX, więc rozbijamy BC i idziemy spać :).Odbieramy Adriana i zaczynamy bawić się w dokładanie Kg do czyjegoś plecaka...byle nie do swojego :). Pablo wychodzi na tym najgorzej... Stoimy w kolejce do kontroli bezpieczeństwa...większosc kolejki ubrana jest w Hawajskie koszule i krótkie spodenki, a my jakbyśmy jechali do Kieleckiego :>. Dosyć ciekawym doświadczeniem jest, stanie w w środku lata, mając na sobie np: Spodnie na lato + spodnie Membranowe + Kurtka Primaloft + Membrana, albo Kalesony + spodnie na lato + spodnie na zimę i gratiosow zimowe buty ;). Przejść bez rozbierania udało sie prawie wszystkim... Pablo został poproszony na "kontrolę" osobistą...szczegółów nie znamy ;). A nasze oszczędzanie zaczęliśmy w Rydze na lotnisku (my mieliśmy tylko 4h przesiadki, więc nawet nie ruszaliśmy do miasta), uzupełniając Wodę w butelkach kranówą ;).

Nasza walizeczka na Lotnisku w Warszawie

Spotkanie w Rydze (dopiero tutaj, cała ekipa zebrała się w komplecie)

Dojazd w góry zawsze stanowi swoisty problem, tutaj, proporcjonalnie do skali gór (ponad 50% kraju leży powyżej 3000 m n. p. m.!), problem jest odpowiednio rozbudowany. Na szczęście operując w miarę przyzwoicie językiem rosyjskim i mając pewne doświadczenie w podróżach tego typu, przemieszczamy się dosyć sprawnie. Duszanbe wita nas egzotyką jeszcze śpiącej, postsowieckiej stolicy. Ma swój – nazwijmy to w ten sposób – mocno nadkruszony i zaniedbany urok. Wszystko można załatwić, tylko trzeba wiedzieć gdzie i jak, dlatego też w trakcie całej podróży dużo czasu spędzamy na rozmowach z miejscowymi. Są nieocenionym źródłem informacji, zwykle też bardzo uczynni i chętni do pomocy, a jednocześnie ciekawi obcych. Tadżykistan jest dziś w takim momencie, w którym turysta nie jest już niezrozumiałym i być może szkodliwym zjawiskiem, ale też jeszcze nie jest traktowany jako chodzący bankomat, jak to ma miejsce choćby w popularnych miejscach w Indiach. Warto z tego korzystać, póki nie jest za późno.


uysy: Najpierw spróbowaliśmy załatwić "legendarny" samolot z Dushanbe do Khorogu, od razu informujemy że nie ma sensu nawet się fatygować. Dlaczego ? Zależne jest to od humoru Pani w okienku (nasza akurat była miła i chciała nam bardzo pomóc....chyba), od tego ile poczty (paczek/listów?) ma lecieć z nami, oraz od warunków pogodowych (te są najważniejsze, przy najmniejszym zachmurzeniu samolot nie poleci). Nic tam, pojedziemy "PKSem"! :). Obładowani plecakami idziemy szukać posotju busów, nie byłbym sobą jakbym czegoś nie zmajstrował... W drodze na bazara, wlazłem w wiaderko z Farbą Olejną :D

W oczekiwaniu na samolot Dushanbe – Khorog


Stolicę opuszczamy w parę godzin po wylądowaniu. Negocjacje ceny przejazdu do Chorogu nie trwały zbyt długo, przywiązujemy plecaki na dachu dosyć leciwej Toyoty Hiace i zajmujemy miejsca. Czeka nas ponad 500 km ciężkiej jazdy po górskich drogach, w upale, potem w chłodzie nocy, gdy przekraczamy przełęcz na 3000 metrów. Zmęczenie podróżą – jestem trzecią dobę w drodze, praktycznie bez snu – potęguje surrealizm tych gór przy pełni księżyca. Wbrew protestom kierowcy, dziewczyny stawiają na swoim i zatrzymujemy się na trzygodzinną drzemkę. Po 24 godzinach od wyjazdu z Duszanbe, docieramy do Chorogu, stolicy Okręgu Autonomicznego Górskiego Badachszanu. O przekroczeniu jego granicy wyraźnie informują posterunki wojska, w końcu tuż za rzeką leży "ogarnięty wojną" Afganistan. Jednak chaty po tamtej stronie wyglądają tak samo jak i po tej, a z tego co ludzie mówią to i o wojnie mają podobne pojęcie. Jest tu tylko tablica "uwaga miny", ponoć po 89 roku. Rosjanie zostawili.

Pussy Wagooooon :D


Prawie jak Kuszetka ;).

CPN

uysy: Podczas wyjeżdżania z Dushanbe, przechodzimy jakies 15-20 "kontroli łapówkowych", kierowca sam wychodzi do policjantów i zalatwia co trzeba. Nasze paszporty były sprawdzane chyba tylko trzy razy, na normalnych posterunkach.
Po jakichś 5-6 godzinach od wyjechania z Dushanbe, kierowca zaczyna się do nas dziwnie uśmiechać i zajeżda w jakąś dziwną bramę (w środku niczego, na okolo same gory), wysiadajcie, idziemy się kąpać.
Byla to chyba najprzyjemniejsza cześć 24/h podróży trasą Dushanbe - Khorog. Po drodze jeszcze łapiemy kapcia (w najwyższym miejscu trasy, na przełęczy :) , wymiana koła na 3000m npm przysparza nam zadyszki), złapana guma to standard, 10 minut i koło wymienione...a zapomniałem wspomnieć o zalaniu kabiny pasażerów, gorącą wodą tryskającą z chłodnicy :D (do silnika można dostać się poprzez siedzenie kierowcy i pasażera ).

Najprzyjemniejsza kąpiel podczas całego wyjazdu...szkoda, że na początku.


Obraz głodu i rozpaczy :D ( tutaj jeszcze, przed zrzuceniem +- 6kg :D)

Michał miał o wiele lepsze widoki.

Jest na co popatrzeć.

wtorek, 15 lutego 2011

Komin Muchy WI3, Luty 2011


Komin Muchy [Tatry, Hala G., Czarny Staw G.]

Łatwy i przyjemny kaskadowy lodzik. 2 Wyciągi, pierwszy wyciąg do Haków po Lewej stronie,  zjazd z kamienia na lewo od wyjścia (zostawiliśmy szarą nową pętlę 240cm, może być zasypana śniegiem).

madmun, uysy, Groszek

kierownik madmun 

outdoor.org.pl zawsze przygotowany do testowania! :)

madmun

Jest zima i ma być k..wa zimno, -4'C. (Groszek, madmun)

Trzeba było się rozgrzewać  ! :D


Groszek w stanie, ja prowadziłem...i oczywiscie nie wziąłem ze sobą puchu... (zdj. by madmun).

uysy

wtorek, 30 listopada 2010

Triglav 2864m npm - Słowenia 28.09.2010

Planów na wyjazd było wiele, może MB, może w Dolo, może coś innego w Alpach.
Wybraliśmy się na Trójgłowego, najwyższy szczyt Alp Julijskich 2864m npm.
Piękna góra, wyrastająca z doliny Vrata, od północnej strony wznosi się piękna 1000metrowa pionowa ściana.
Podróż:
Wyjazd z Wrocławia : około godziny 23:00.
Powinniśmy jechać przez Boboszów (tak prowadził GPS)...ale na siłę pojechaliśmy przez Kudowę Zdrój. W związku z czym, zrobiliśmy dodatkowo z 200km i błądziliśmy po Czechach. Przez całe Czechy jechaliśmy na LPG, przy samej granicy Czechy/Austria, zatankowaliśmy jeszcze LPG do pełna i cheja dalej.
Ja odsypiałem po pracy :D
 Granica Austria - Słowenia

Na miejscu jesteśmy około godziny 15tej. 

 Dobre jedzenie, to podstawa :) Najlepszy gulasz na świecie! :)


Gdzieś tam, w górze...

Miszka - Kradziej jedzenia! :D
Po zjedzeniu obfitego posiłku, idziemy na rekonesans. 

Groszki Team w Pełnym składzie : uysy, Pablo, Groszek.





wtorek, 2 listopada 2010

EuroMountainTrip2009 - 5 szczytów, 3000km, 11 dni.

EuroMountainTrip2009 - 5 szczytów, 3000km, 11 dni.



(z góry przepraszam za ilość zdjęć :D, błędy oraz za popełnienie tej relacji )



Na wstępie chcielibyśmy BARDZO podziękować naszej Pogodynce i Informatorowi Milenie aka świni na świnicy (mam dla Ciebie kamora z Marmolady,cieżki sqqrfiel :D), za aktualne informacje na temat pogody oraz warunków panujących w konkretnych rejonach europy :),jak i za cierpliwość i wytrwałość. Dziękujemy również Dzikowi, Hani ratmed i piomicowi za bardzo szczegółowe informacje o konkretnych szlakach/przejściach i porady. Dziękuję również moim rodzicom oraz Sandrze i Markowi (wiedzą za co :D) bez których EuroTrip nie mógłby się odbyć :) . Oraz Całej ekipie TG która walczyła na małym zlocie :D:D


Po 4 miesiecznym obozie pracy we Włoszech, wracamy do Kraju i robimy szybkie zakupy w zaprzyjaznionym sklepie. Butle z gazem, śpiwory, namiot, kijki, kalesraki i wszystkie inne mniej lub bardziej potrzebne pierdoły.
Z Wrocławia z całym sprzętem udajemy się do Polanicy Zdrój (nasze rodzinne miasto) w celu przepakowania, uzupelnienia zapasów zywnościowych, zjedzenia ostatniego normalnego obiadu oraz przygotowania pojazdu do podróży.

W moim domu zbieramy część gratów. Mama siedzi, kiwa głową i czyta informacje na temat gór które chcemy "zaliczyc".



Z racji tego ze auto nie było dawno ruszane i nie ma juz ważnego przeglądu, razem z Groszkiem próbujemy doprowadzić je do normalnego wyglądu (zrywanie pajęczyn, skrobanie rdzy, malowanie itp :D).

Następnego dnia, auto przechodzi przegląd i wieczorem 18go ruszamy na EuroMountainTrip.


Alpy Francuskie, Biała Góra.


W trasie znajdujemy sobie różne ciekawe zajęcia :





Po XX godzinach jazdy okolo 15-16 dojezdzamy do Chamonix(Jedziemy przez Czechy winieta 30dniowa kosztuje 50-60zł,Niemcy-brak winiet, Szwajcarię - winieta 30euro na cały rok).






Okazuje się że po przeczytaniu 2873819 relacji na temat Mount Blanc i Chamonix - nie wiemy NIC! Gdzie jest pole namiotowe,jak wystartować itp.W informacji (przy informacji jest darmowy internet, jezeli jedziecie autem i macie laptopa to warto zabrac go ze sobą) dowiadujemy się że większość kolejek zostaje wyłączona dnia 20 września, w tym aiguille du'midi - plan na aklimatyzacje idzie w pizdu!

Szybki telefon do śnś która aktualnie znajduje się na małym zlocie TG. Odbiera Lufka i informuje ze prosiak jest niedysponowany :D.Kilka godzin później dostaje numer do Hanki i telefonuje w celu uzyskania potrzebnych informacji.

Z Chamonix jedziemy do Le Houches.

(Informacje o Kampingu:
Camping Bellevue Les Houches 136, route du Nant Jorland 74310 Les Houches les Houches, Rhône-Alpes, France).

Rozbijamy namiot, gotujemy i inne mało ważne rzeczy :D





Kolacja z ładnym widokiem.



Wstajemy rano (okolo 9-10 :D) próbujemy rozdzielić porcje żywnościowe oraz ustalić co kto niesie.


Pakujemy sie i jedziemy jakies 5 minut autem,pod kolejkę Bellevue (Mozna tutaj za DARMO zostawic samochód na nieźle wyglądającym parkingu) która wywozi nas do stacji Tramway Du MountBlanc..

W środku sami DownHillowcy:


Siedzimy na stacji, czekamy na wagonik, zaczyna troche pizgac, kladziemy sie na ławkach (nachylenie jest takie ze czlowiek zjeżdża z ławki :D) i przycinamy komara. Słychac że cos jedzie, zrywamy się...jedzie jedzie wagonik! Szkoda ze w drugą stronę :/.


Po 40 minutach pakujemy sie do naszego wagonika, w środku sami turyści w adidasach, tylko my dziwnie wyglądamy z tornistrami :DD .

Wysiadamy na "le Nid d'Agile", mgła jak japie...ole, uspokaja nas telefon do Hanki która ze stoickim spokojem mówi że "tuż nad stacją są miejscówki pod namioty".

Brniemy w tej mgle, zaczyna siąpic.


Zostawiam plecak i szukam miejsca pod namiot. JEST! eleganckie, obudowane. Rozbijamy się, zaczynamy gotować i narzekać jak tutaj ch..owo :DD .

Kladziemy się spać, słychać jak lodowiec zyje swoim zyciem, trzeszczy i pęka, straszy swoją obecnością (niesamowite uczucie ).

(po rozbiciu żółtej żarówy lecę sprawdzić co jest wyżej)




Wstajemy, otwieramy namiot...



(Nam sie nigdy nie spieszy) Wstajemy jak nam sie podoba i kiedy nam sie podoba, wszystko na spokojnie i bez pośpiechu :) .

Przed nami piargowe podejscie do "Baraque Forestiere de Rognes (2 768 m n.m.)".


Zaraz za schronem, świetny widok na Chamonix i okolice :) .





Po małym popasie, ruszamy dalej, w drodze ciągłe kur...ch..e i inne wyrazy które powodują ze podejście staje się łatwiejsze :) .


Obserwatorzy

stat4u